Opilam sie dzisiaj herbatki :) ale to nie byla zwykla herbatka. To pyszna jogurtowo pomaranczowa herbatka, ktora Cichy kupil mi w Hamburgu! Pazylam ja starannie, zeby uzyskac jak najlepszy efekt... glownie zapach. Bo to on sie dla mnie liczyl. Przywolywal wspomnienia z Hamburga :) te wszystkie cudowne chwile... Siedzialam nad zeszytem i popijalam herbatke... Moje mysli odbiegaly od rzeczywistosci. W mojej glowie lezalam przytulona do Cichego na malutkim drewnianym lozku w Horscie, w Niemczech. A teraz gdy pomysle, ze to wszystko mogloby sie skonczyc... czuje sie pusta w srodku. Czuje jakby ktos uporczywie wydzieral mi z ciala serce i rzucal je na pozarcie wyglodnialym hiena!
Nie potrafie przezyc jednego dnia bez glowu Cichego, bez jego usmiechu i dotyku. Nie potrafie juz zyc ze swiadomoscia, ze Jego moze nie byc przy mnie. Te slowa Cichego z wtorku dopiero teraz, dopiero po calym dniu do mnie tak naprawde dotarly... Kochanie pytalo mnie, czy nie lepiej byloby mi z kims innym... Ale z kim? Czy juz zapomnial, ze to wlasnie Jego Bog postawil na mojej drodze?
Moze Bog postawil Go na mojej drodze wlasnie po to, zeby cos zmienil w moim zyciu? Zeby pomogl mi stac sie lepsza? Zebysmy razem w szczesciu i glebokiej milosci <takije samej jak pierwszego dnia naszego zwiazku> dotrwali do ostatnich dni naszego zycia? Jesli tak wlasnie mialo byc, to teraz prosze Cie Boze: daj Cichemu sile i cierpliwosc. Niech Jego milosc nie konczy sie teraz i niech pozwili mi na zmiany...
I wlasnie ten wpis uwarzam za jeden z pierwszych sukcesow mojej przemiany. Dziesiatki razy chcialam kasowac to co napisalam, ale nie zrobilam tego. Bo jak mawia moje Sloneczko: to sa moje mysli i mam do nich pelne prawo!