no wiec tak, uhm. ten wpis bedzie dosc dziwny poniewaz zamiast klawiatury dzierze w rece szotke do wlosow. cala notke bedzie skrobal moj kochany Cichy :)
Wrocilismy z wyprawy na lodowiec cali i zdrowie, lecz troszke zawiedzeni tym jak potoczyly sie losy tej wyprawy. na szczyt lodowca nie udalo nam sie dotrzec z wielu przyczyn (strach Kizii - dop. Cichy) ale to co zobaczylismy z drogi dojazdowej do szlaku i spod samego lodowca bylo.... przykro mi ale nie da sie opisac slowami cudownosci tego zjawiska. To poprostu trzeba samemu zobaczyc, bo zadne slowa ani nawet zdjecia nie sa w stanie oddac piekna natury w tamtym regionie.
Niestety do wyjazdu z tego cudownego kraju zostaje coraz mniej czasu. Ostatnie dni spedzimy z Cichym (to ja :) - dop. Cichy) na spacerkach po okolicy. Kurcze, jak mi zal stad wyjezdzac! Moglabym zostac uchodzca w tym kraju - jak oni maja dobrze (niestety najpierw trzeba by bylo ujsc z naszego co takie proste wcale nie jest - dop. Cichy :) ).
a teraz zmykamy do muzeum zeby podziwiac jedynego w swoim rodzaju dinozaura (ciekawe ile krzykna za bilety) (ciekawe czy on tam wogole jest bo coraz bardziej w to watpie - dop. Cichy).
Do Cichego: nie marudz Kochanie.
Cichy: No przeciez nie marudze, tak tylko mowie ze moja pamiec jest zawodna i coraz mniej jestem przekonany ze ten dinozaur tam jest, ale wiem napewno ze maja cos jako jedyni na swiecie :)
Do wszystkich zainteresowanych: dzidziusia nie bedzie :)) ( No Kizia jak zawsze panikowala chociaz nie bylo zadnych ku temu powodow - dop. Cichy )