Wyjechalam... Krakow przywital mnie sniegiem. Wlansie tak go sobie wyobrazalam.
Cudownie. I oczywiscie przez rynek do pokoju :) na poczatku chyba w naturalny
sposob oboje czulismy sie skrepowani. Ale chyba z minuty na minute mijalo...
W pokoju siedzac przy herbatce zadzwonila Kofik - wlasciwie to szef :) zaczal zartowac
ze mam wracac do wrocka bo nie ma kto pracowac :) a pozniej zapytal czy wszystko jest ok
i oddal sluchawke Kofikowi.Na co ta zarzucila mnie pytaniami o Lukasza :) ten oczywiscie
siedzial kolo mnie i modlilam sie zeby tego nie slyszal :) do teraz twierdzi ze
nie ;) ale bardzo mnie ucieszyl ten telefon od nich. Tak milusio mi sie zrobilo
ze ktos sie o mnie martwi. Wkoncu pojechalam sama do prawie obcego miasta, spotkac
sie z prawie obcym chlopakiem. No w kazdym razie pozniej poszlam sama na pizze i
piwo do Thomasa :) i dowiedzialam sie rzeczy okropnej.Ze Thomasa nie ma jako barmana
tudziez nigdy tam nie pracowal...Zalamalam sie :(
Wszystko wyjasnilo sie w sobote gdy poszlismy tam posiedziec z Lukaszem.Thomas jest
bratem wlasciela i obecnie przebywa w Irlandii :) kamien z serca :)
Pozegnanie... prawie sie poryczalam na dworcu ze juz musze wyjezdzac. Z Kraka, od
Lukasza... A jednak w pewnym aspekcie bylam szczesliwa, ze wkoncu nadeszla ta
chwila... bo wsumie to juz zapomnialam jak to jest cudownie...
A wczoraj dostalam od Niego sliczna, narysowana walentynke :) narysowal sliczne
serducho na karteczce, napisal ze to dla mnie, zeskanowal i wyslal :)
Dzis natomiast zdalam sobie sprawe ze cholernie za Nim tesknie... A tu jeszcze
miesiac :(((
pozdrawiam :*
Dodaj komentarz