Wczorajszy dzien zapowiadal sie tak milo. Slonce, zdjecia, Cichy... no i prezentacja nowej fryzury. Niestety wszystko leglo w gruzach przez pogode, moj debilizm i bezmyslosc. Gdy wszystko wydawalo sie stracone pojechalam do miasta, zrobilam kilka zdjec i w drodze na przystanek wstapilam na lody do Galerii Dominikanskiej. I tak sobie stalam na przystanku zajadajac sie pysznym zielonym jabuszkiem. Wtem, nagle podlecial do mnie maly wrobelek. Tak poprostu mimo kilku osob na przystanku podlecial do mnie i chwileczke trzepotal skrzydelkami w taki sposob zeby znajdowac sie na przeciw mojego wzroku. Pozniej zfrunal na ziemie a ja rzucilam mu kawalek okruszka. To bylo naprawde niesamowite. Przylecial wlasnie do mnie. I tak slicznie patrzyl na mnie swoimi malutkimi oczkami. A pozniej... przylecial jeszcze raz, i jeszcze raz... wsumie bylo tego piec razy!! Za trzecim pomyslalam sobie cos i wrobelek przylecial czwarty raz, pozniej pomyslalam jeszcze cos i przylecial piaty... :)) Potem juz nic nie myslalam i cieszylam sie z tej mojej osobistej wizyty wrobelka. Nie przylecial 6 raz, jakby tymi piecioma razami chcial mi cos pokazac.... A gdy wyszlam z autobusu i skierowalam sie do domu minelam spory krzaczek fioletowego bzu. Zerwalam sobie kilka galazek i teraz slicznie pachna w moim pokoju. Wpuscilam tym samym troche slonca i wiosny do swojego mieszkanka. Wpuscilam do domu, bo za oknem niestety pogoda jest okropna :( Ale slyszalam, ze w sobote ma byc juz ladnie. Moze wtedy uda sie nadrobic to co spalilo sie wczoraj... Bo... bo ja... ajj nie wazne.
Dodaj komentarz